O autorze

Publikowane w 2005:

Artykuły
Bez zmiłowania, ale z głową
Oczywiście, że chodzi o władzę
Wzięte z sufitu
Gra o asekuracyją
Ja teĹź zapraszam pana premiera!
Zajrzeć pod atrapę
Zbudujmy pomost!

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Komentarze i felietony
Wojna na przeciąganie
IV RP coraz bliĹźej
Psi vacat
Po PO?
ChĂłr dziewic

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Felietony warszawskie
A więc, wojna!
Bajania noworoczne
Dwakroć zmyślny
Paragraf 2(1)2
Bez propagandy, rzeczowo
Ratusz bez głowy
Koalicja skwitowana
Dodawać, nie odejmować
Poker o więcej
Rura i łabędź
Feta w nieco gorzkim sosie
Proste marzenia

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Książki


Email

Powrót do archiwum

Dziady polskie

Czy Kaczyński tego chce czy nie, swoją kadencję prezydencką zaczął od okrzyku: spieprzaj, dziadu!. Wbrew opiniom zgorszonych pięknoduchów, okrzyk ten zawiera w sobie głębsze przesłanie.

Nawet niezbyt uważny obserwator zauważy, że nasze życie publiczne zdominowane zostało przez różnego rodzaju dziadostwa. Dziadostwem jest przecież, że partie aspirujące do stworzenia polskiej socjaldemokracji (SLD i UP), zawierają sojusze polityczne z antyeuropejskimi i antydemokratycznymi grupami typu Samoobrona, przy czym SLD najpewniej nie tylko Samoobronę wspierał, ale wręcz patronował jej powstaniu. Dziadostwem jest także, że z partią tak zdecydowanie antyeuropejską a przez te swoje działania wręcz niebezpieczną dla polskiej racji stanu jaką jest LPR, sojusze zawierają partie umiarkowanej, europejskiej centroprawicy i prawicy - PO i PiS.

Powie ktoś, arytmetyka wyborcza? Bardzo być może. Ale jest to buchalteria na poziomie księgowego w gangu, gdzie chodzi o podział łupów, a nie na poziomie partii, które deklarują, że chcą zbudować przyzwoite państwo.

I powie ktoś jeszcze, że to wyborcy uczynili z Samoobrony i LPR czołowe siły polityczne w samorządach, mocniejsze od PiS-u i PO razem wziętych? Zgoda, ale partie umiarkowane tym energiczniej powinny odbudowywać swoje wpływy w społeczeństwie, zamiast wzmacniać radykałów przez wchodzenie z nimi w sojusze. Jeśli PO i PiS mają wątpliwości, czym się może skończyć sojusz z LPR-em, niech popatrzą na losy związku SLD-UP z Samoobroną: kto na tym związku zyskał, w jaki sposób i z jakimi konsekwencjami?

W Warszawie Lech Kaczyński będzie miał nieco łatwiej niż jego brat w Polsce. Może lawirować między LPR-em i PO. Kłopot w tym, że nie powinien być niczyim zakładnikiem, jeśli poważnie traktuje swoje zapowiedzi wyborcze. Warszawa może się rozwijać tylko jako duże miasto w Unii Europejskiej i dzięki inwestycjom zagranicznym (czego nie chce LPR). Warszawa ma być w zamierzeniu prezydenta Kaczyńskiego - przykładem, że można ograniczyć korupcję w państwie, zracjonalizować zarządzanie, jednym słowem ocalić znaczną część pieniędzy podatników i przeznaczyć je na potrzeby publiczne (w czym przecież PO nie celowała). W Warszawie zatem, Kaczyński musi być i nie być jednocześnie w sojuszu z LPR i z PO. Być, bo tego wymaga potępiona przeze mnie arytmetyka wyborcza, ale bez uwzględnienia jej, nie ma mowy o jakimkolwiek skutecznym działaniu, można jedynie dryfować. I nie być, jeśli chce coś sensownego zrobić.

Pytanie czy nowy prezydent będzie mówił głosem swoich obietnic wyborczych, czy dostosuje się do głosu koalicjantów jest ważne, ale dziś nikt nie potrafi na nie odpowiedzieć. Przypadek praski, mam nadzieję, nauczył pana prezydenta, że gdy dostosowuje się do dziadowskiego poziomu przeciwnika, osiąga tak samo żałosne efekty. Spieprzaj, dziadu! spełni wówczas pożyteczną rolę przestrogi, jako wróżba żałosnego końca polityków umiarkowanych, flirtujących z radykałami.

Powrót do archiwum