O autorze

Publikowane w 2005:

Artykuły
Bez zmiłowania, ale z głową
Oczywiście, że chodzi o władzę
Wzięte z sufitu
Gra o asekuracyją
Ja teĹź zapraszam pana premiera!
Zajrzeć pod atrapę
Zbudujmy pomost!

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Komentarze i felietony
Wojna na przeciąganie
IV RP coraz bliĹźej
Psi vacat
Po PO?
ChĂłr dziewic

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Felietony warszawskie
A więc, wojna!
Bajania noworoczne
Dwakroć zmyślny
Paragraf 2(1)2
Bez propagandy, rzeczowo
Ratusz bez głowy
Koalicja skwitowana
Dodawać, nie odejmować
Poker o więcej
Rura i łabędź
Feta w nieco gorzkim sosie
Proste marzenia

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Książki


Email

Powrót do archiwum

Anonim do prezydenta

Jedno z moich ulubionych warszawskich graffiti głosi: "Chodzenie po bagnach wciąga". To by jakoś tłumaczyło przyzwoitych ludzi, którzy uparcie tkwią w polityce. Lech Kaczyński jest politykiem z polskiej ekstraklasy, zaprawionym w wielu bojach, jednak jak podejrzewam budzi się teraz z krzykiem po nocach. Prezydentura Warszawy jest bowiem ciężkim i nerwowym chlebem. Koalicyjnym praktycznie, jedynym możliwym w warszawskich realiach samorządowych partnerem dla prezydenta Kaczyńskiego jest Platforma Obywatelska. Ale to działacze tej właśnie partii są oskarżani o stworzenie korupcyjnych układów w stolicy. Jednocześnie PiS wespół z PO walczą o odsunięcie SLD od władzy. Dla kierownictwa krajowego PO korupcyjne uwikłania warszawskiego oddziału tej partii są bardzo groźne, więc nie dziwi gotowość Tuska i Rokity do radykalnych posunięć. Tym bardziej, że oznacza to zminimalizowanie roli byłego prezydenta Warszawy, Pawła Piskorskiego, obecnie wpływowego działacza PO i konkurenta krajowych liderów PO.

Stwarza to Kaczyńskiemu możliwość manewru. Walka z tzw. układem warszawskim nie musi w tej sytuacji automatycznie oznaczać totalnej wojny z PO. Ale też do pewnych granic, gdyż i Tusk i Rokita nie mogą zbyt podcinać gałęzi, na której siedzą. W istocie, to obie najwyższe strony z PiS i PO wyznaczają nawet, jeśli o tym nie rozmawiają - tempo i głębokość sanacji Warszawy.

Ale logika polityczna takiej sanacji nie musi pokrywać się z potrzebami samego miasta. Po pierwsze, "kolesiowatość" samorządu miejskiego oznacza okradanie warszawiaków na wielką skalę. Zmiana tego stanu rzeczy jest możliwa tylko przez działania nadzwyczajne, jakie niegdyś mógł podjąć komisaryczny prezydent Starzyński. Może to zabrzmi obrazoburczo, ale wiele wskazuje, że najbardziej skorumpowanym obszarem życia publicznego w Polsce wcale nie są rząd czy parlament niczego im nie ujmując ale samorząd terytorialny. Po drugie nie wystarczy kontrolować i kierować sprawy do prokuratury. Miasto trzeba też rozwijać. Czy u prezydenta nie pojawi się strach przed decyzjami inwestycyjnymi, które przecież siłą rzeczy mogą stworzyć pole do złodziejstwa? A pilnować trzeba będzie nie tylko "obcych", ale i "swoich".

Krytycznie i życzliwie kibicuję poczynaniom sanacyjnym prezydenta Lecha Kaczyńskiego, ale brakuje mi u niego wizji rozwoju Warszawy. A minął już prawie rok nowych rządów. Każdy normalny warszawiak chciałby nie tylko ograniczać bagno samorządowe, lecz także cieszyć się ciekawą architekturą, nowymi mostami, tunelami, gładkimi ulicami i nowoczesnymi środkami komunikacji miejskiej. Chciałby żeby miasto tworzyło warunki do rozwoju przedsiębiorczości, żeby była praca, żeby było w czym wybierać, jeśli chodzi o ciekawe spędzenie wolnego czasu.

Zdaję sobie sprawę, że politycy nieraz dostają piany na ustach, gdy słyszą rady od wyborców, ale zaryzykuję anonim do prezydenta podpisany, rzecz jasna, "życzliwy": "Panie prezydencie, obok sanacji miasta proszę pomyśleć poważnie, szybko i z fantazją o przyszłości, o rozwoju Warszawy. Po latach, tylko to się będzie liczyć... Chodzenie po bagnie wciąga. Niech to warszawskie bagno nie zaabsorbuje pana bez reszty".

Powrót do archiwum