O autorze

Publikowane w 2005:

Artykuły
Bez zmiłowania, ale z głową
Oczywiście, że chodzi o władzę
Wzięte z sufitu
Gra o asekuracyją
Ja teĹź zapraszam pana premiera!
Zajrzeć pod atrapę
Zbudujmy pomost!

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Komentarze i felietony
Wojna na przeciąganie
IV RP coraz bliĹźej
Psi vacat
Po PO?
ChĂłr dziewic

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Felietony warszawskie
A więc, wojna!
Bajania noworoczne
Dwakroć zmyślny
Paragraf 2(1)2
Bez propagandy, rzeczowo
Ratusz bez głowy
Koalicja skwitowana
Dodawać, nie odejmować
Poker o więcej
Rura i łabędź
Feta w nieco gorzkim sosie
Proste marzenia

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Książki


Email

Powrót do archiwum

Bajania noworoczne

Wszystkie znaki na niebie i polskiej ziemi wskazują, że ten rok upłynie pod znakiem bezpardonowej walki politycznej. Może to znacząco wpłynąć na sprawy warszawskie. Prezydent Warszawy jest przecież jedną z pierwszoplanowych postaci szykującej się rozgrywki. Już dziś Donald Tusk, szef idącej jak burza do władzy Platformy Obywatelskiej, mówi wprost: Rokita na premiera, Kaczyński (Lech) ewentualnym wspólnym kandydatem PO i PiS na prezydenta kraju. Brzmi to nieco jak obietnice Niderlandów ze strony pana Zagłoby, gdyż do wyborów jeszcze nieco wody w Wiśle upłynie, a wraz z nią niejeden trup świeżo wypadły z politycznej szafy, co może zmienić dzisiejsze tendencje w sondażach opinii publicznej. Prawdą jest jednak, że gdyby prawica i centroprawica rzeczywiście dogadały się, co do koalicji po wygranych wyborach, to obecne sondaże nie pozostawiają wątpliwości, kto byłby szefem rządu. Przyklepał to zresztą z właściwą sobie zręcznością działacz PiS, Ludwik Dorn przywołaniem przykładu psa przewodnika, w czasach, gdy był pewien, że to jemu przypadnie czołowe miejsce w prawicowym zaprzęgu. A przypadnie Rokicie. Tygodnik "Wprost" już zresztą w miejsce Millera człowiekiem roku przezornie mianował tego polityka bez zaplecza partyjnego, za to z największymi szansami na urząd premiera.

PO i PiS rządzą dziś, niechętnie i z wysiłkiem, ale wspólnie, w Warszawie. Teraz planują też wspólne rządy w kraju. Czy to oznacza, że nadszedł kres ujawniania "afer mostowych"? I co z ewentualnym kandydowaniem Kaczyńskiego na prezydenta Polski? Chytry Kaszub Tusk spokojnie może mu oddać ten splendor, gdyż i tak jak na razie Pałac Prezydencki jest poza zasięgiem kogoś spoza rodziny Kwaśniewskich. Bliźniacy jednak też nie w ciemię bici, na pewno już rozmyślają, jakby tu namówić Rokitę do prezydenckiej batalii. Może argument, że to dla dobra Ojczyzny i że tylko Rokita może zapobiec blamażowi w postaci rządów pani Jolanty K., byłby kuszący dla polityka dwojga imion? Ale raczej nie, Jan Maria przecież doskonale wie, gdzie w naszym państwie jest resztka prawdziwej władzy.

Jakby jednak nie było z kandydowaniem warszawskiego prezydenta, jedno jest pewne: bez koalicji PO i PiS prawica na pewno nie przejmie rządu, a zatem w Warszawie też musi zapanować czas pokoju między działaczami obu ugrupowań. Szefostwo PO dało temu jasny wyraz, gdy wycofało się z publicznie obiecanych rozliczeń nieuczciwości działaczy warszawskich. To sygnał dla opinii publicznej, że troska o państwo ma swoje wyraźne granice także dla Tuska i Rokity. Jest to też sygnał dla Kaczyńskich, że rozliczać przeszłość można i należy o ile dotyczy to ludzi spoza układu przyszłej, projektowanej dopiero, koalicji rządzącej. W sytuacji, gdy Rokita dzięki działalności w sejmowej komisji śledczej odebrał PiS-owi uniform ostatniego uczciwego szeryfa, takie zakreślenie granic tej uczciwości musi być szczególnie dotkliwe dla bliźniaków.

Czy można zawrzeć taki kompromis, żeby uzyskać władzę, zachowując przy tym czyste sumienie i niezmieniony program? Jedno z praw Murphy ego głosi: "Nic nie jest niemożliwe dla kogoś, kto nie musi tego robić sam." Ja nie muszę. Na Nowy Rok życzę prezydentowi Warszawy, Lechowi Kaczyńskiemu, żeby nie musiał płacić (na pewno) dziś ceny politycznej w stolicy za władzę w kraju (być może) jutro.

Powrót do archiwum