O autorze

Publikowane w 2005:

Artykuły
Bez zmiłowania, ale z głową
Oczywiście, że chodzi o władzę
Wzięte z sufitu
Gra o asekuracyją
Ja teĹź zapraszam pana premiera!
Zajrzeć pod atrapę
Zbudujmy pomost!

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Komentarze i felietony
Wojna na przeciąganie
IV RP coraz bliĹźej
Psi vacat
Po PO?
ChĂłr dziewic

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Felietony warszawskie
A więc, wojna!
Bajania noworoczne
Dwakroć zmyślny
Paragraf 2(1)2
Bez propagandy, rzeczowo
Ratusz bez głowy
Koalicja skwitowana
Dodawać, nie odejmować
Poker o więcej
Rura i łabędź
Feta w nieco gorzkim sosie
Proste marzenia

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Książki


Email

Powrót do archiwum

Sprości, nie sprości?

Trudno odmówić ekipie nowego prezydenta Warszawy dobrych chęci. Także posunięcia praktyczne budzą nadzieje na korzystne zmiany w mieście. Wypowiadanie umów niekorzystnych dla stolicy, zapowiedź zabudowy (wreszcie!) placu wokół Pałacu Kultury, uproszczenie w załatwianiu spraw obywateli, to całkiem niemało jak na początek kadencji.

"Plusem dodatnim" Lecha Kaczyńskiego jest również reagowanie na to, co akurat w mieście się dzieje. Czasem przybiera to formy samoośmieszające się, jak np. podjechanie luksusowym samochodem "Volvo" na przystanek autobusowy, żeby sprawdzić, jaka jest temperatura zimą w autobusie. Ale odruch jest prawidłowy: być blisko tego, co przeżywają zwykli mieszkańcy stolicy. Kilka dni temu, prezydent miasta ujął się za prezydentem państwa, któremu zaspy śnieżne zablokowały wjazd do Pałacu Namiestnikowskiego i nazwał dywersją nie sprzątanie ulic przez odpowiednie służby miejskie. Słusznie: prezydent Kwaśniewski jest mieszkańcem Warszawy, choć nie rodowitym, jak wiadomo, no i nie ma cenzusu (jak mu dali zameldowanie, ciekawe?), ale też należy mu się opieka ze strony Kaczyńskiego.

Nie jest zresztą wykluczone, że prezydent stolicy pomyślał w tym momencie o swojej przyszłości politycznej? Oto, załóżmy, wygrywa wybory na prezydenta państwa w 2005r., a nie może objąć urzędu, bo ulice zablokowały dywersyjne zaspy śnieżne! Znając pazerność SLD na władzę, nie wykluczałbym takich działań. Dlatego warto już dziś opanować służby oczyszczania ulic i chodników (na wypadek, gdyby zamiast "Volvo", dla zmylenia wroga przemieścić się niespodziewanie na piechotę, niezły plan, co ?).

Wiem, wiem, to łatwe żarty i dworowanie sobie z prezydenta miasta, który niestety - miewa czasem kłopoty ze zręcznym wyrażaniem się. Jak ostrzega stare polskie przysłowie: "W języku nie masz kości, jak się zegnie, to się sprości!", czyli język wypowie wszystko, choć nie zawsze wychodzi to mówiącemu na zdrowie.

Zdanie egzaminu z zarządzania Warszawą, choć ważne, nie przeważy szali zwycięstwa w wyborach na szefa państwa. Potrzebne jest też "opakowanie medialne", w tym właśnie "wyrażanie się". Jak na razie, pretendent do schedy po Kwaśniewskim uzyskuje tutaj "plusy ujemne". Określenie "dywersja", jakie usłyszeliśmy w kontekście odcięcia od świata Pałacu Namiestnikowskiego w wyniku, jak zwykle niespodziewanych, opadów śniegu w zimie, zabrzmiało niczym z epoki Józefa Wisarionowicza, Ojca Ludzkości, Słońca Światowego Proletariatu. Owszem, przed jego pałacem na pewno nigdy nie zalegały śnieżne zaspy, ale czy to wystarczający powód do używania takiego języka?

Zaciekłych wrogów prezydent Warszawy ma bez liku, o czym ostatnio świadczy próba SLD-owskich członków komisji parlamentarnej, badającej tzw.aferę Rywina, zasugerowania, że Lech Kaczyński zaniedbał obywatelski obowiązek zawiadomienia prokuratury, a za tym ho!ho! co to się nie kryje!

Po co ułatwiać zadanie ludziom, którzy chwycą się każdego sposobu, żeby utrącić prezydenta Warszawy? Po co używać pochopnych słów, które język wypowie, bo się zegnie, a później się i tak sprości. Tylko czy przyszły wyborca będzie równie wyrozumiały?

Powrót do archiwum