O autorze

Publikowane w 2005:

Artykuły
Bez zmiłowania, ale z głową
Oczywiście, że chodzi o władzę
Wzięte z sufitu
Gra o asekuracyją
Ja teĹź zapraszam pana premiera!
Zajrzeć pod atrapę
Zbudujmy pomost!

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Komentarze i felietony
Wojna na przeciąganie
IV RP coraz bliĹźej
Psi vacat
Po PO?
ChĂłr dziewic

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Felietony warszawskie
A więc, wojna!
Bajania noworoczne
Dwakroć zmyślny
Paragraf 2(1)2
Bez propagandy, rzeczowo
Ratusz bez głowy
Koalicja skwitowana
Dodawać, nie odejmować
Poker o więcej
Rura i łabędź
Feta w nieco gorzkim sosie
Proste marzenia

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Książki


Email

Powrót do archiwum

Z zapisków aktywisty

Premier spytał mnie, czy nie chciałbym zostać posłem lub senatorem, gdyż niebawem będzie sporo vacatów na tych funkcjach. Uznałem, że to propozycja poniżająca, gdyż dawno już wyrosłem z wieku czeladnika. Przed chłopcami wręcz ją ukryłem, żeby czasem nie pomyśleli, że moje akcje aż tak spadły.

Niezrażony Don Premiero zaproponował mi, żebym został baronem. Odmówiłem bez chwili namysłu. Może nie było to zbyt grzeczne z mojej strony, ale przecież teraz baronów biorą z łapanki ulicznej. A następnie przekazują ich łapance prokuratorskiej. Propozycja premiera faktycznie nie była uprzejma.

Moi chłopcy, gdy im o tym powiedziałem, bardzo się oburzyli. A to złośliwy pedryl! rzucił Rozgarnięty Inaczej, ale nadzwyczaj lubiący dzieci, dlatego postawiony na odcinku oświaty. - Don Pedro, a nie pedryl, nie przekręcaj, gamoniu! poprawił go Bystrzacha, odpowiadający u nas za finanse, a gdzie indziej za nadzór właścicielski nad spółkami skarbu państwa.

Tylko Głowacz, nasz szef sztabu - służbowo prezes zespołu doradców urzędów centralnych milczał tajemniczo. Gdy wreszcie przemówił, przedstawił następującą interpretację wydarzeń. Don Pedro czuje, że łódź tonie. Wyrzuca więc za burtę obciążający balast i szuka frajerów, którzy podejmą się łatania dziur, a później będą pod celą tworzyć biuro poselskie koledze o królewskim nazwisku. Chłopcy w całej rozciągłości poparli moją odmowną decyzję.

Premier jednak nie ustępował i zaoferował mi stanowisko ministra. W tym wypadku, chłopcy mieli już zdania podzielone. Funkcja ryzykowna, to prawda, można posiedzieć nie tylko w gabinecie, ale ma swoje walory. Otwarty dostęp do ciekawych informacji. To dziś towar cenniejszy od narkotyków i broni. Nie ukrywam też, że perspektywa ministrowania łechtała moją próżność: Don Ministro, ładnie brzmi! Ale na ziemię sprowadził nas Głowacz. - Wszyscy patrzą tobie na ręce mówił mądrze zawistni przy pomocy cichociemnych wystawiają na strzał, dziennikarze tropią, nawet nie wiesz, z której strony dostaniesz w łeb! A przecież i teraz informacji nam nie brakuje.

Poparł go Cichy, który odpowiada za bezpieczeństwo nasze i całego kraju. Jego słowa zawsze mają swoją wagę, więc nie było już więcej dyskusji na temat ministrowania.

Don Premiero jednak się wyraźnie na mnie zawziął i zaoferował funkcję kadrowego całej naszej organizacji. To już było naprawdę coś. Weryfikowałbym wszystkich członków. Baronowie i ministrowie pchaliby się do mnie na wyprzódki, że o planktonie parlamentarnym nie wspomnę. I przyjąłbym tę ofertę jak amen w pacierzu, gdyby nie uwaga Rozgarniętego Inaczej wypowiedziana z głupia frant: - Panowie, a nie lepiej wziąć złoża ropy w Puszczy Noteckiej i chromolić wszystkich?!

Eureka! Zostanę szejkiem. Oczywiście, szejkiem lewicowo-demokratycznym. Skrót ten sam, więc nawet wizytówek nie trzeba zmieniać. Chłopcy już przymierzają burnusy.

Powrót do archiwum