O autorze

Publikowane w 2005:

Artykuły
Bez zmiłowania, ale z głową
Oczywiście, że chodzi o władzę
Wzięte z sufitu
Gra o asekuracyją
Ja teĹź zapraszam pana premiera!
Zajrzeć pod atrapę
Zbudujmy pomost!

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Komentarze i felietony
Wojna na przeciąganie
IV RP coraz bliĹźej
Psi vacat
Po PO?
ChĂłr dziewic

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Felietony warszawskie
A więc, wojna!
Bajania noworoczne
Dwakroć zmyślny
Paragraf 2(1)2
Bez propagandy, rzeczowo
Ratusz bez głowy
Koalicja skwitowana
Dodawać, nie odejmować
Poker o więcej
Rura i łabędź
Feta w nieco gorzkim sosie
Proste marzenia

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Książki


Email

Powrót do archiwum

30.07.2003
BLIŻEJ WYBORCY

Idzie ku dobremu. Politycy zaczęli dbać o zwykłych obywateli. Może nie są to jeszcze zbyt okazałe dowody troski, ale na początek dobre i to. Pół litra wódki, wino "patykiem pisane", kiełbaska z grilla, piwo duże jasne, no i transport z miejsca zamieszkania na miejsce bankietowania i z powrotem. Jak się okazało np. w Starachowicach, bankietowano poręcznie tuż obok lokali wyborczych, żeby w przerwie między jednym a drugim łykiem wódeczki obywatel pouczony przez fundatora mógł spokojnie oddać swój głos w wyborach.

Po latach całkowitego lekceważenia wyborców przez polityków ta jaskółka nowego obyczaju wzbudziła moją sympatię. I doprawdy nie mogę pojąć, czemu mass-media nie przyjęły jej życzliwie? Można wręcz powiedzieć, że dziennikarze potępili polityków, dbających o swoich wyborców. Jest to mocny dowód na prawdziwość niedawnego spostrzeżenia pana ministra sprawiedliwości, że dziennikarze ?przekraczają granice przyzwoitości?.

A przecież, jak wiemy choćby ze wspomnianych Starachowic, wybierani SLD-owcy posunęli się jeszcze dalej w swej trosce o elektorat. Płacili po 10-20 złotych wyborcy i jeszcze pomagali mu wypełnić kartę do głosowania. Oczywiście, zapewniali także dowóz na miejsce wyborów. Ten szlachetny trud na rzecz podniesienia frekwencji wyborczej i głosowania bez błędów spotkał się ze zgryźliwością mass-mediów. Niezrażeni politycy poszli za ciosem. Dali niektórym swoim wyborcom pracę, co w kraju masowego bezrobocia powinno budzić uznanie. Dziennikarze znowu narzekali, że to niby w zamian za pracę trzeba było wstąpić do partii rządzącej i odpowiednio głosować. Czy może jednak być inaczej? To logiczne, że obywatele czynnie popierają partię, która ich popiera.

Dotychczasowe standardy w polskim życiu publicznym żądają poparcia dla polityków ze strony wyborców na poziomie choćby kilku głosów członków rodziny, ale nie wymagają żadnego poparcia polityków dla wyborców. To krzycząca niesprawiedliwość. Politycy nie muszą wyborcom niczego obiecywać, a następnie mogą dotrzymywać słowa. Politycy mogą też obiecać, co im tylko ślina na język przyniesie. Tego na pewno nie dotrzymają, co i czasem lepiej. Dziwi mnie, że ambitna próba zmiany tej chorej sytuacji, napotyka tyle publicznej niechęci.

Czyż nie jest uczciwiej, kiedy polityk płaci za poparcie swojej kandydatury niejako "z góry", awansem? Wyborca nie oczekuje nadaremnie na to, że poseł, radny czy minister wypełni swoje obietnice w bliżej nieokreślonej przyszłości. Najczęściej okazuje się przecież, że wybrany dygnitarz nic nie mógł zrobić poza pobieraniem pensji, korzystaniem z przywilejów i godnym sprawowaniem funkcji. Wypełnienie obietnic przed wyborami wydaje mi się sensowniejsze. Oczywiście, zawsze można negocjować programy wyborcze. Nie każdemu odpowiada pół litra czystej.

Powrót do archiwum