O autorze

Publikowane w 2005:

Artykuły
Bez zmiłowania, ale z głową
Oczywiście, że chodzi o władzę
Wzięte z sufitu
Gra o asekuracyją
Ja teĹź zapraszam pana premiera!
Zajrzeć pod atrapę
Zbudujmy pomost!

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Komentarze i felietony
Wojna na przeciąganie
IV RP coraz bliĹźej
Psi vacat
Po PO?
ChĂłr dziewic

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Felietony warszawskie
A więc, wojna!
Bajania noworoczne
Dwakroć zmyślny
Paragraf 2(1)2
Bez propagandy, rzeczowo
Ratusz bez głowy
Koalicja skwitowana
Dodawać, nie odejmować
Poker o więcej
Rura i łabędź
Feta w nieco gorzkim sosie
Proste marzenia

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Książki


Email

14.09.2004

Nic nowego

Miotanie się personalne pana premiera Belki (podwójny skandal w ministerstwie Sprawiedliwości!) wyraźnie pokazuje, że jest on zakładnikiem dotychczasowego układu politycznego. Wbrew wrażeniu, jakie starał się stworzyć na początku swojego urzędowania. Nie widać też żadnych sukcesów pana premiera w Waszyngtonie, Berlinie i Paryżu. Zanosi się na to, że obecny rząd tak, jak to przewidywało wiele osób w momencie, gdy powstawał ma po prostu rządzić, czekając na cud odwrócenia się niekorzystnych dla lewicy notowań w sondażach wyborczych. Nie ma zamiaru i nie będzie porywał się na żadne polskie problemy, wymagające pilnego rozwiązania. Po raz kolejny tracimy czas.

Nadzieja jednak , że po najbliższych wyborach dojdzie w wyniku powstania nowego prawicowego rządu do gruntownej poprawy III RP jest zaklinaniem rzeczywistości. Wszystkie prognozy rezultatów wyborów parlamentarnych wskazują, że będziemy mieli do czynienia z rządem koalicyjnym, i to raczej trzy niż dwupartyjnym. Wchodzące w tej chwili w rachubę partie (PO, PiS i LPR) różnią się znacznie, a nieraz i zasadniczo, w swoim podejściu do państwa i gospodarki. A to oznacza, że powstanie rząd, którego podstawą będzie kompromis programowy. Jeśli tak, to warto spytać, jakie problemy muszą być w tym przyszłym kompromisie dostrzeżone i sensownie rozwiązane, aby nie dopuścić do dalszego dryfowania Polski. Bez sformułowania odpowiedzi jest wielce prawdopodobny rząd dla samego rządzenia, czyli to, czego dotkliwie doświadczamy od ostatnich wyborów.

Ten swoisty plan minimum, ale i realnie rzecz biorąc maksimum jednocześnie warto "przyłożyć" do poszczególnych partii i ich zdolności koalicyjnych, nim się odda głos w wyborach. Oto miarka, jakiej proponuję użyć.

Chińczyki trzymają się mocno...

a my coraz słabiej. Nasza polityka zagraniczna w ostatnich miesiącach bez słowa wyjaśnienia i dyskusji, nie mówiąc już o zmianie ministra od tych spraw, zaczęła sterować w innym kierunku niż dotychczas. Z równie opłakanymi rezultatami, niestety. Rząd Millera związał się ściśle z USA. To była trafna decyzja, wynikająca z naszej racji stanu, wynikająca również z naszego członkostwa w NATO. Jednak po największych sukcesach III RP, czyli wstąpieniu do NATO i do UE, rząd spoczął na laurach. Wobec Waszyngtonu od paru lat, a wobec Niemiec i Francji od paru miesięcy zachowujemy się wasalnie. Żeby było śmieszniej, co jakiś czas publicznie grozimy paluszkiem przywódcom tych państw. W tym histerycznym miotaniu się od poddaństwa wobec Waszyngtonu do poddaństwa wobec Paryża i Berlina ujawnia się brak w ośrodku państwowym głębszej myśli w sprawach międzynarodowych.

Tymczasem, wbrew temu, co rozmaici, głównie lewicowi, politycy i publicyści wmawiali opinii publicznej przez ostatnie lata naszym problemem jest to, co od wieków nim było. Niemcy i Rosja. Ekspansjonizm niemiecki, choć trzymany w ryzach przez Amerykanów, przez prawo i instytucje państwa demokratycznego, jednak daje czasem o sobie znać, czego ostatnio doświadczyliśmy w sprawie roszczeń wysiedleńców i konstytucji europejskiej. Gdy USA ograniczą swoją obecność w Europie, Berlin może jeszcze dobitniej zaznaczyć, kto tak naprawdę rządzi na naszym kontynencie. Nieskrywana, a dla Polaków groźna, miłość Niemiec i Francji do Rosji jest przecież dążeniem do podzielenia się przez te kraje władzą w tym rejonie świata i odsunięcia USA. Przywódcy Francji i Niemiec odsądzają od czci i wiary prezydenta Busha za to, że wojując z terroryzmem wkroczył do Iraku i obalił tam dyktaturę. Popierają zaś prezydenta Putina za to, że prowadzi ludobójczą wojnę w Czeczenii, której celem jest likwidacja całego narodu. Trudno o większą hipokryzję. Czego się jednak nie robi dla realizacji własnych ambicji politycznych!

Tragedia w Biesłanie, mająca cechy prowokacji w stylu carskiej "ochrany" czy sowieckiej bezpieki, nie zmieniła stanowiska Schroedera i Chiraka. Co gorsza, Biesłan pokazał, że Putin ma tylko jeden cel: odbudować imperium, wrócić do gry międzynarodowej, trzymać wszystkich za twarz. "Dosyć już tych uniesień, trzeba wreszcie zacząć kierować się rozsądkiem. Wszystko to razem wzięte, ta cała zagranica, ta cała wasza Europa, to tylko fantazja, nic więcej; i my wszyscy za granicą to tylko fantazja...niech pan zapamięta moje słowa, sam się pan przekona!". Tak na temat możliwych zmian w Rosji mówi Fiodor Dostojewski na zakończenie "Idioty". Niestety, Rosja jest całkiem inną cywilizacją niż europejska. Właśnie Dostojewski najlepiej opisał tę mentalność. Potrzeby duchowe zaspokaja się w sentymentalno-pijackich dysputach o Bogu i wartościach. Czyny zaś są, zwykle, okrutne i cyniczne. Ludzie mają siebie samych za nic, i chcą być tak traktowani. Naród rabów. Putin jest nieodrodnym synem Rosji.

Z tego, że granica między światłem i ciemnością biegnie na Bugu trzeba jednak wyciągnąć praktyczne wnioski polityczne. Nasza polityka zagraniczna rozpięta między światowymi aspiracjami USA, europejskimi ambicjami Niemiec i Francji i odradzającym się imperializmem rosyjskim, powinna sformułować cele i wytworzyć narzędzia skutecznej obrony polskiej racji stanu w tej nowej sytuacji. Nie uczyni tego władza państwowa, wisząca u klamki możnych tego świata. To pierwsze, kto wie czy nie najważniejsze, zadanie dla przyszłej koalicji rządzącej.

Trąd w pałacach

Drugim zadaniem powinno być znalezienie lekarstwa na trąd, który uczynił z III RP państwo skorumpowane, niesprawne, marnotrawcze, usłużne wobec wszelkiego rodzaju mafii. Był kiedyś znany film włoski pt."Trąd w Pałacu Sprawiedliwości" o korupcji sędziów i prokuratorów. W Polsce nie powstał taki film, choć materiału filmowego jest równie dużo, co w przeżartej niegdyś mafią republice Włoch. Oprócz tego, co zwykle pozwala rozwijać się mafii, czyli zwykłego przekupstwa urzędników, mamy do czynienia z deprawacją wielu środowisk politycznych i zawodowych. Aktywny udział urzędu prezydenckiego, samego pana prezydenta i jego żony, w działaniach stricte gospodarczych i to na styku sektora prywatnego i państwowego wymownie ukazuje skalę zjawiska. Co najgorsze, państwo Kwaśniewscy i ich akolici polityczni nie widzą w takich zachowaniach nic niestosownego. Podobnie jak pan prezydent zachowuje się wielu polityków i działaczy różnych partii.

Silnym filarem mafijności III RP jest korporacjonizm środowisk prawniczych, zwłaszcza sędziów i prokuratorów. Żeby daleko nie szukać przytoczę przykład przedostatniego i ostatniego ministrów Sprawiedliwości. Jeden, korzystając z immunitetu sędziowskiego, od 9 lat unika odpowiedzialności za potrącenie kobiety samochodem, drugi gdy nieszczęsny automobilista traci immunitet sędziowski, ratuje go mianowaniem na wysoką funkcję prokuratorską, co łączy się z nowym immunitetem. I nie tylko nie widzi w tym nic złego, ale wręcz robi to ostentacyjnie, niemal się tym chełpiąc. Trafnie nazwał Stanisław Tym ludzi tak się zachowujących "śmieciami" w tytule swojego felietonu "Belka i śmiecie" (Rzeczpospolita, z 11-12 września 2004r.). Oni rzeczywiście zaśmiecają III RP swoim postępowaniem. A mogą być pewni bezkarności, po pierwsze dlatego, że mają po swojej stronie prawo, broniące przede wszystkim interesu korporacji prawniczych, po drugie najwyższe kręgi polityczne. Przecież to są ludzie z nominacji premiera Marka Belki, odnowiciela naszego życia publicznego namaszczonego przez Aleksandra Kwaśniewskiego. Wszyscy razem zatem że znowu zacytuję Tyma - mogą powiedzieć rodakom:
"Możecie się zżymać,
Wcale nam nie żal was,
Że możemy was dymać
Sadowski i Kalwas."

Listę nazwisk w podpisie można mocno wydłużyć.

Wszechobecna w naszym życiu publicznym korupcja, równie dotkliwa w samorządach, jak w układach rządowo-państwowych, będzie się panoszyć dopóki w klasie politycznej nie zapadnie decyzja i nie zostaną podjęte działania na rzecz ograniczenia tej patologii. Czy jednak politycy, z których część sama przeżarta jest trądem, zdobędą się na konieczne zmiany strukturalne i prawne w naszym państwie? Mieści się w tym uzdrowienie prawa i wymiaru sprawiedliwości, sprywatyzowanie wszystkiego, co jest jeszcze nie sprywatyzowane, ograniczenie administracji publicznej i sfery publicznej (służba zdrowia, oświata powinny być maksymalnie prywatne!).

Ponieważ klasą polityczną nie wstrząsają kolejne afery ujawniane przez mass media, wydaje się, że warto spróbować zmiany ordynacji wyborczej. Wybory większościowe i jedno mandatowe okręgi wyborcze mogą przyczynić się do poprawy jakości elit politycznych. Partie wcale nie stracą wpływu na obsadę kandydatów w okręgach, jednak będą musiały staranniej dobierać swoich faworytów. To lepszy sposób na poprawę jakości polityki niż projekty ustaw, zabraniających sprawowania mandatu poselskiego przez osoby skazane. Tym bardziej, że wyroki np.za zniesławienie mogły by być wygodnym narzędziem do rozprawienia się z opozycją i do ograniczenia wolności słowa.

Kontynuacja, regres czy zmiana?

Obecnie wyborca ma trzy oferty programowe. Regresu, czyli cofnięcia się do rozwiązań państwa etatystycznego i socjalnego, z elementami antydemokratycznymi (np.postulaty ograniczenia wolności słowa). Takie podejście charakteryzuje głównie Samoobronę. Propozycje pewnych rozwiązań w sferze gospodarczej i socjalnej, wywodzące się z ducha etatystycznego spotkać można także w SLD, LPR, SdPl, PSL i PiS. Kontynuację proponują głównie SLD, SdPl i ośrodek prezydencki. Także PO, choć postulująca zmiany, znajduje się w wyraźnym rozkroku między własnym hasłami a wieloletnią praktyką współpracy z obecną władzą w sferze gospodarczej. Zmiany proponują głównie PiS, PO i LPR. Z tym, że PiS ma, niestety, tendencję do rozwiązań typu biurokratycznego (np.państwowa służba zdrowia, specjalny urząd centralny do walki z korupcją), PO mimo retoryki Tuska i Rokity jawi się jako partia zbyt mocno związana z obecnymi układami interesów, żeby była w stanie odwrócić dotychczasowe tendencje w polskiej polityce, LPR zaś przez swoje niejasne powiązania polityczne (antyeuropejskość i prorosyjskość, na modłę Radia Maryja) może być groźna dla polskiej racji stanu.

Dodatkowych niejasności i zamieszania doda rozpoczynająca się już czy aby nie przedwcześnie, przecież lewica nie odda rządu przed terminem konstytucyjnym, czyli jesienią przyszłego roku kampania wyborcza. PSL żeby się uratować składa na ołtarzu polską rację stanu i chce przez referendum o wycofaniu wojsk z Iraku na trwałe zepsuć nasze stosunki z USA. PO szuka popularności w hasłach, wykorzystujących niechęć obywateli do polityków. Likwidacja Senatu, zmniejszenie o połowę Sejmu, ograniczenie immunitetu, to postulaty drugorzędne, albo wręcz groźne dla porządku demokratycznego. Jedynie dążenie do zmiany ordynacji wyborczej na większościową i z jedno mandatowymi okręgami wyborczymi ma ręce i nogi.

W polityce nie ma co jednak nadmiernie wybredzać. Praktycznie no, może jeszcze dojdzie do tego partia prof. Zbigniewa Religi?- rząd, który ma szansę choć trochę poprawić III RP musi powstać z PO i PiS-u, ewentualnie z czyimś dodatkiem (LPR, Unia Wolności, Partia Centrum Religi?) . Każdy inny rząd, czy to z udziałem nowo-starego obozu lewicy, czy z udziałem Samoobrony, będzie gwarantem trwania dzisiejszych patologii, a może i pojawienia się jeszcze gorszych.

Przyszły rząd będzie jednak mocno ograniczony w swoich możliwościach reformowania III RP. Dlatego nie warto oczekiwać od niego zbyt wiele. Trzeba za to oczekiwać załatwienia kilku spraw podstawowych, o których wspomniałem w tym tekście.