O autorze

Publikowane w 2005:

Artykuły
Bez zmiłowania, ale z głową
Oczywiście, że chodzi o władzę
Wzięte z sufitu
Gra o asekuracyją
Ja teĹź zapraszam pana premiera!
Zajrzeć pod atrapę
Zbudujmy pomost!

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Komentarze i felietony
Wojna na przeciąganie
IV RP coraz bliĹźej
Psi vacat
Po PO?
ChĂłr dziewic

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Felietony warszawskie
A więc, wojna!
Bajania noworoczne
Dwakroć zmyślny
Paragraf 2(1)2
Bez propagandy, rzeczowo
Ratusz bez głowy
Koalicja skwitowana
Dodawać, nie odejmować
Poker o więcej
Rura i łabędź
Feta w nieco gorzkim sosie
Proste marzenia

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Książki


Email

Wzmocnić słuszną linię

- Słuszną linię ma nasza władza mówi zadziwiony, ale i dumny pediatra, gdy dowiaduje się od głównego bohatera Misia, że jego nowo narodzone dziecię waży 12 kilo. Jestem skłonny tak samo jak pediatra ówczesną władzę, wielbić dzisiejsze kierownictwo warszawskiego Ratusza. Powodem moich choć na razie, tylko warunkowo ciepłych uczuć do prezydenta, Lecha Kaczyńskiego, jego zastępcy, Andrzeja Urbańskiego i architekta miasta, Michała Borowskiego jest wyraźna u tych panów chęć zaprzyjaźnienia miasta z jego mieszkańcami. Na czym to polega?

Pisałem już o tym w tym miejscu kilkakrotnie, więc teraz jedynie w telegraficznym skrócie przypomnę. Chodzi o takie przekształcanie miejskiej przestrzeni, żeby warszawiacy mieli gdzie poplotkować z sąsiadami, pójść na spacer do parku lub nad Wisłę, usiąść na ławce lub przy kawiarnianym stoliku wystawionym na ulicy, wyprawić się z dziećmi na sobotnią lub niedzielną przechadzkę połączoną np.z odwiedzinami w centrach popularyzujących najnowsze osiągnięcia naukowe z różnych dziedzin, od archeologii do astronomii, itd.itp. Kierownictwo Ratusza podejmuje działania, żeby takie ciekawej, publicznej przestrzeni było w Warszawie jak najwięcej. Zamykanie Nowego Światu dla ruchu kołowego w weekendy, szykowana modernizacja Traktu Królewskiego i nadwiślańskich bulwarów są tego namacalnym dowodem.

Ale to zbliżanie miejskiej przestrzeni do ludzi powinno uwzględniać potrzeby i możliwości wszystkich warszawiaków. Na razie, niestety, ludzie niepełnosprawni są warszawiakami drugiej kategorii. Co martwi najbardziej, władze miejskie zamiast usuwać bariery w poruszaniu się takich osób po mieście, przedłużają ich trwanie. Wymownym przykładem jest niechęć do wymiany przestarzałych autobusów na nowoczesne, nisko podłogowe; ba, Ratusz kupuje kolejne przestarzałe autobusy, uzasadniając to ich niższą ceną. A cena wyrzucenia na margines ludzi niepełnosprawnych, nie ma znaczenia?

I druga kwestia drażliwa. Warszawska przestrzeń w znacznej mierze należy do spadkobierców przedwojennych właścicieli nieruchomości. Komuniści ich wywłaszczyli. Po 1989r. nowe władze obiecały wyrównanie wyrządzonych krzywd. Niestety, proces ten przebiega w żółwim tempie. Są to czasem problemy o dużym stopniu prawnego zawikłania, to prawda. Jednak nawet w sprawach oczywistych urzędnikom się nie spieszy. Nawet jak były właściciel ma orzeczenie NSA, zobowiązujące prezydenta Warszawy do załatwienia sprawy, to i tak nic się w praktyce dalej nie dzieje. Czyżby w Ratuszu panowała niechęć do prywatnej własności?

Trudno mi w to uwierzyć. Zdecydowanie wolę podziwiać kierownictwo miasta, niczym wspomniany pediatra z Misia kierownictwo PRL. Powtórzę, że jest za co. Miejska przestrzeń robi się coraz bardziej przyjazna dla warszawiaków. O ileż byłaby jeszcze przyjaźniejsza, gdyby zaczęto przystosować ją dla niepełnosprawnych! I gdyby nikt nie miał uzasadnionego wrażenia, że został okradziony. W swoich Myślach Blaise Pascal zauważył, że człowiek jest próżny przez szacunek, jaki ma dla rzeczy, które nie są istotne. Wystarczy zatem szacunek dla spraw istotnych. Tym zaś na pewno jest i to, żeby nikogo nie wykluczać ze społeczeństwa i nikogo nie krzywdzić. Namawiam panów do takiego myślenia.