O autorze Publikowane w 2005: ArtykuĹy Bez zmiĹowania, ale z gĹowÄ OczywiĹcie, Ĺźe chodzi o wĹadzÄ WziÄte z sufitu Gra o asekuracyjÄ Ja teĹź zapraszam pana premiera! ZajrzeÄ pod atrapÄ Zbudujmy pomost! Starsze teksty znajdziecie w Archiwum Komentarze i felietony Wojna na przeciÄ ganie IV RP coraz bliĹźej Psi vacat Po PO? ChĂłr dziewic Starsze teksty znajdziecie w Archiwum Felietony warszawskie A wiÄc, wojna! Bajania noworoczne DwakroÄ zmyĹlny Paragraf 2(1)2 Bez propagandy, rzeczowo Ratusz bez gĹowy Koalicja skwitowana DodawaÄ, nie odejmowaÄ Poker o wiÄcej Rura i ĹabÄdĹş Feta w nieco gorzkim sosie Proste marzenia Starsze teksty znajdziecie w Archiwum KsiÄ Ĺźki |
Powrót do archiwum
2.10.2003 Jest tak. Politycy mają swoich ludzi w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji, których zresztą na wszelki wypadek co roku rozliczają w Sejmie, Senacie i u Prezydenta. Ci swoi ludzie mianują kolejnych swojaków do rad nadzorczych mediów publicznych, czyli radia i telewizji. Z kolei ci swojscy nominaci mianują podobne sobie zarządy radia i telewizji. Ma być tak. Przy powoływaniu Krajowej Rady i rad nadzorczych nic nie ulega zmianie. Dopiero przy powoływaniu zarządu telewizji pojawia się jaskółka postępu. Swojacy rozpisują konkurs na obsadę tego zarządu. Regulamin konkursu stanowią sami i wpisują w niego, co chcą. Ale spośród tych ludzi, którzy się zgłoszą, sami sobie wybiorą tych, którzy przejdą do merytorycznej fazy konkursu. To tak na wszelki wypadek, gdyby regulaminowe kryteria spełniał ktoś nie swój. Przezorności nigdy za wiele. Następnie, wśród wybrańców przeprowadzą konkurs. A później, wybiorą tych, których już wcześniej wybrali. Żeby było jak to się teraz mówi transparentnie przyznają im najwięcej punktów. Czyli będzie tak. Politycy wybierają swoich, swoi kolejnych swoich. I tak da capo al fine. No, ale nowe władze telewizji będą miały od tej pory bardzo europejski glejt. Wybrane w otwartym konkursie! Tomaso di Lampedusa się kłania. Cytuję z pamięci, czyli niedokładnie, ale myśl jest taka: Trzeba wiele zmienić, żeby nic nie uległo zmianie. Nie ma się jednak, co oburzać. W III RP przywykliśmy do niejednego. Co mnie naprawdę bawi, to fakt, że pomysł konkursu na zarząd telewizji przeforsowali w wielkim trudzie i znoju przedstawiciele opozycji wobec SLD. Największym szczęściem lewicy byli zawsze tzw. pożyteczni idioci. Z pieśnią na ustach wykonają najbrudniejszą robotę. Wystarczy tylko omamić ich frazesem postępu i dobra społecznego. |