O autorze

Publikowane w 2005:

Artykuły
Bez zmiłowania, ale z głową
Oczywiście, że chodzi o władzę
Wzięte z sufitu
Gra o asekuracyją
Ja teĹź zapraszam pana premiera!
Zajrzeć pod atrapę
Zbudujmy pomost!

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Komentarze i felietony
Wojna na przeciąganie
IV RP coraz bliĹźej
Psi vacat
Po PO?
ChĂłr dziewic

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Felietony warszawskie
A więc, wojna!
Bajania noworoczne
Dwakroć zmyślny
Paragraf 2(1)2
Bez propagandy, rzeczowo
Ratusz bez głowy
Koalicja skwitowana
Dodawać, nie odejmować
Poker o więcej
Rura i łabędź
Feta w nieco gorzkim sosie
Proste marzenia

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Książki


Email

Amatorzy potworów

Biurokracja zawsze lubiła się szarogęsić. Jedną z jej cech był stały rozrost. Drugą - wykazywanie za wszelką cenę, nawet za cenę zdrowego rozsądku, własnej niezbędności. Tego wszystkiego doświadczamy boleśnie na naszej skórze i za nasze, niestety, pieniądze w III RP. Solenne zapowiedzi kolejnych rządów o "odchudzeniu państwa", o uzdrowieniu finansów publicznych, o zmniejszeniu liczby urzędników i uproszczeniu struktury administracji są nic nie warte. Mówiąc mało elegancko, ale trafnie: politycy robią z nas wała, a sami rżną głupa. Na przykład Warszawa, aż pęka od nadmiaru biurokracji. Bracia Kaczyńscy mają takie swoje ulubione powiedzonko: żeby była pełna jasność. No więc, żeby była pełna jasność, nieporównanie większe "zasługi" w mnożeniu tych bytów administracyjnych ponad potrzebę ma władza państwowa niż samorządowa, która często jest więźniem złych rozstrzygnięć prawnych, ustawowych.

Co może pan prezydent Warszawy? Ano może uprościć strukturę własnego urzędu i urzędów mu podległych. Uprościć i nadać jej sens. Zlikwidować nadmiar szczebli decyzyjnych (łącznie z własnymi zastępcami, którzy nie z a s t ę p u j ą pana prezydenta, ale oddzielają od dyrektorów wydziałów). Trzeba też tej strukturze nadać sens, gdyż absurdalna jest sytuacja, kiedy np. o złej jakości komunikacji miejskiej na wiele lat przesądza marna kondycja finansowa spółek miejskich, tym się zajmujących, gdy jednocześnie Warszawa jest miastem zamożnym. Bogactwo naszego miasta powinno przecież służyć sensownym inwestycjom na rzecz całego miasta i podnoszeniu poziomu jakości usług publicznych. Wyodrębnienie spółek komunalnych to środek, a nie cel.

A jaki ma sens to już ciężki kamień do ogródka premiera Belki utrzymywanie dublującej się administracji w oświacie, skoro większość szkół przeszła w gestię samorządu? Ministerstwo Edukacji Narodowej i Sportu jest z punktu widzenia szkół podstawowych, gimnazjów i liceów tylko pośrednikiem w wypłacie pieniędzy z budżetu państwa dla tychże szkół. Ale o szkoły dba samorząd. Po co więc państwowe kuratoria oświaty i inne państwowe "czapki" administracyjne nad szkołami i placówkami? Idę o każdy zakład, że nie mają nic do roboty. Upewnia mnie w tym dokument, jaki niedawno trafił w moje ręce (ukłony dla życzliwego dostawcy!). Nosi on tytuł "Mierzenie jakości pracy przedszkola, szkoły, placówki w świetle rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej i Sportu z dnia...", a w nim znajdujemy np. takie zalecenie: "Następnie może nastąpić wymiana refleksji w obecności wszystkich uczestników, zainteresowanych (...).Rozmowa ta powinna być bardziej wspólnym namysłem (...).Zaproponowana forma wyrażania własnych refleksji pozwoli odejść od indywidualnego oceniania...". Dokument liczy wiele stron, ma tabele, wskaźniki, standardy, obrodził już dokumentami niższej rangi urzędowej, a wszystko po to, żeby zaczernić papier banałami, albo co gorzej głupstwami. No, ale skoro są urzędy i urzędnicy, to coś muszą produkować. I za wszelką cenę wykazywać własną przydatność, wręcz niezbędność. Jak pisał kiedyś satyryk: "Każda potwora znajdzie swego amatora". Oni też znaleźli. Są podporą premiera i ministra.

Premier Belka twierdzi, że chce ulepszyć państwo. Jak zlikwiduje kuratoria i inne tego typu zbędne urzędy, może mu uwierzę? Prezydent Kaczyński też zapewnia o chęci sensownego zreformowania państwa. Uwierzę jak zostawi sobie tylko jednego zastępcę. Którego? W to już nie wnikam, żeby nie być posądzonym, że jednego potwora lubię, a innych nie.