O autorze

Publikowane w 2005:

Artykuły
Bez zmiłowania, ale z głową
Oczywiście, że chodzi o władzę
Wzięte z sufitu
Gra o asekuracyją
Ja teĹź zapraszam pana premiera!
Zajrzeć pod atrapę
Zbudujmy pomost!

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Komentarze i felietony
Wojna na przeciąganie
IV RP coraz bliĹźej
Psi vacat
Po PO?
ChĂłr dziewic

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Felietony warszawskie
A więc, wojna!
Bajania noworoczne
Dwakroć zmyślny
Paragraf 2(1)2
Bez propagandy, rzeczowo
Ratusz bez głowy
Koalicja skwitowana
Dodawać, nie odejmować
Poker o więcej
Rura i łabędź
Feta w nieco gorzkim sosie
Proste marzenia

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Książki


Email

Światełko

55 lat temu Chiny zagarnęły Tybet. 46 lat temu Tybetańczycy próbowali desperackim powstaniem ocalić Dalajlamę i własną niepodległość. Przegrali. Od tamtej pory, Chińczycy w sposób planowy wymordowali jedną piątą narodu tybetańskiego, a ten piękny kraj zamienili w śmietnisko odpadów nuklearnych. Dalajlama i rząd Tybetu, którzy schronili się w Indiach są, oczywiście, symbolem i widomym znakiem trwania aspiracji wolnego narodu, ale możni tego świata dbają o swoje interesy z Pekinem, przyszłą jak sądzą niektórzy - stolicą świata. Dlatego o losie Tybetu wolą zapomnieć. Ten proces zapominania będzie się pogłębiał w miarę jak Chiny rosnąć będą w moc. Niewiarygodnie chłonny rynek, potężne inwestycje, wysiłek zaprzęgnięty w budowę wielkości państwa i gospodarki, to wszystko powoduje, że przyszłość Chin rysuje się różowo. Tybetu nie.

Jest jeszcze jeden powód, dla którego świat będzie podziwiał Chiny , a lekceważył Tybet. Olimpiada. Imponująca impreza, znakomite wyniki sportowe, i idę o zakład grad medali dla Chińczyków. Już w Atenach było widać, że sport chiński został wprzęgnięty w służbę polityki państwowej. Zgodnie z najstarszymi komunistycznymi tradycjami. I podobnie choć wiem, że to łatwa analogia jak stało się to w Niemczech hitlerowskich przy okazji Olimpiady w Berlinie w 1936r. Może grzeszę ahistorycznością myślenia, może to całkiem inne czasy, ale co pomyślę o dynamicznie rozwijającym się państwie totalitarnym, aspirującym do odgrywania pierwszoplanowej roli światowej a takie niewątpliwie są współczesne Chiny - to zaraz mi się ten Berlin, Hitler i rok 1936 kojarzą.

Obojętność świata dla Tybetu będzie się zatem pogłębiać. Czy to znaczy, że naród ten winien stracić wszelką nadzieję? Naród, którego przywódcą i duchową emanacją jest Dalajlama, człowiek z którego dobro dosłownie promieniuje. Był w Polsce kilka lat temu i miałem okazję przekonać się o tym osobiście. Naród, którego jedyną przewiną jest to, że stał się łakomym kąskiem dla chińskiego imperializmu. Przychodzi mi na myśl wypowiedź Tertuliana: "Ukrzyżowany został Syn Boży: nie wstyd, bo należy się tego wstydzić; i umarł Syn Boży: wiarygodne, bo niedorzeczne; i pochowany zmartwychwstał: pewne, bo niemożliwe" (podaję za Mirosławem Korolko). Z tego zrodziła się łacińska maksyma "credo, quia absurdum" - wierzę, bo to niedorzeczność. Czyli im bardziej coś jest beznadziejne, im bardziej niewiarygodne, tym łacniej możemy spodziewać się nieoczekiwanej odmiany, cudu, dobrego rozwiązania.

10 marca, w rocznicę powstania w Tybecie w 1959r., w wielu miejscach na świecie odbędą się demonstracje poparcia dla Dalajlamy i wolnego Tybetu. W Warszawie od lat takim miejscem spotkań jest w ten dzień (a właściwie, wieczór) plac przed ambasadą chińską przy ul.Bonifraterskiej. Różnie to w ostatnich latach bywało, ale zwykle przychodzi tam kilkadziesiąt osób, najczęściej bardzo młodych, zapalają świeczki i znicze, śpiewają, wręczają przechodniom ulotki. Pamiętają. Warto do nich dołączyć. Żeby światełko dla Tybetu stale świeciło w nas, niezależnie od tego jak potężne będą Chiny i jak wiele państw na świecie będzie im się w pas kłaniać.