O autorze

Publikowane w 2005:

Artykuły
Bez zmiłowania, ale z głową
Oczywiście, że chodzi o władzę
Wzięte z sufitu
Gra o asekuracyją
Ja też zapraszam pana premiera!
Zajrzeć pod atrapę
Zbudujmy pomost!

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Komentarze i felietony
Wojna na przeciąganie
IV RP coraz bliżej
Psi vacat
Po PO?
Chór dziewic

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Felietony warszawskie
A więc, wojna!
Bajania noworoczne
Dwakroć zmyślny
Paragraf 2(1)2
Bez propagandy, rzeczowo
Ratusz bez głowy
Koalicja skwitowana
Dodawać, nie odejmować
Poker o więcej
Rura i łabędź
Feta w nieco gorzkim sosie
Proste marzenia

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Książki


Email

Proste marzenia

Przyzwoicie zagospodarowane centrum, sensownie i obficie rozplanowana zieleń, więcej metra, obwodnice takie są, skromne przecież, marzenia warszawiaków o wygodnym mieście. A dlaczego to są ciągle tylko marzenia? Dlaczego od tylu już lat, samorząd warszawski głównie gada, snuje jak się okazuje - mało zobowiązujące plany, a efektów jak nie było, tak nie ma?

Przypomnę, że z naszych kieszeni płacimy gigantyczne podatki, które m.in. są wydawane na utrzymanie polityków i pracowników samorządowych. Jest ich w Warszawie cała armia. I ta armia - jak przychodzi, co do czego - nie jest w stanie uporać się ze sprawnym przeprowadzeniem przetargów publicznych, pozyskiwaniem funduszy z Brukseli, umowami, gwarantującymi miastu, że remonty ulic nie będą trwały latami, z budową żywotnie niezbędnych mostów, uporządkowaniem terenów nadwiślańskich, ucywilizowaniem Traktu Królewskiego i odbudową placu Piłsudskiego, z usunięciem ohydnych kramów z centralnych punktów miasta itd.itd. Samorządowe stało się, niestety, synonimem państwowego. Czyli byle jakiego, źle działającego, do rozkradzenia jak ten przysłowiowy postaw sukna. Bo przecież, nie bądźmy naiwni. Jeśli miejscy urzędnicy są rozbrajająco bezradni wobec szynkarzy, łamiących prawo, wobec firm ślimaczących się z realizacją umów, i nie widzą powodu, żeby się spieszyć z przebudową miasta, poprawianiem go, to znaczy, że ich interesuje tylko własna korzyść. Łapówki, mówiąc zwyczajnym językiem. Tak to, niestety, jest, gdy brakuje prywatnego właściciela, a pieniądz jest publiczny. Nie nadrobi tego nawet czujne oko prezydenta uczulonego na przekręty, jakim jest Lech Kaczyński.

Właściwie, co stoi na przeszkodzie, żeby sprzedać tereny miejskie prywatnym inwestorom, łącznie z miejscem nad rzeką? Dlaczego nie sprzedać Pałacu Kultury i Nauki? Wszystkiego innego? Są do wielu metrów kwadratowych miejskich terenów roszczenia byłych właścicieli i ich spadkobierców? No, to trzeba oddać, co nie swoje. Inaczej, miasto upodabnia się do pasera, żeby nie powiedzieć gorzej. Prawdę mówiąc, po tym , co od wielu lat obserwuję w Warszawie, coraz bardziej boję się samorządu, jego własności i jego urzędników. Na miejscu prezydenta Kaczyńskiego zostawiłbym tylko sztab ludzi z wizją, czyli po jednym z każdego szczebla kierowniczego i z każdej placówki merytorycznej ( zapewne myślę przesadnie optymistycznie, gdyż nie ma w samorządzie tylu ludzi z wizją). Ile osób pracowało w magistracie pod wodzą Starzyńskiego? Sto? Dwieście? Sprzedałbym prywatnym inwestorom, co się tylko w mieście da, łącznie z miejskimi spółkami. I ograniczyłbym się do planów rozwoju wygodnego miasta, pilnując przy pomocy prawa (urbanistycznego, architektonicznego, o zapewnianiu świadczeń publicznych i innego), aby prywatna forma była wypełniona treścią korzystną dla ogółu. Zresztą, miejskie pieniądze stanowiłyby najlepszą gwarancję, że prywatni właściciele będą przestrzegać podpisanych umów. Warszawa jest miastem na tyle bogatym, żeby bez problemu dobić się metra, zagospodarowanego centrum, obwodnic, równych ulic i ładnych bulwarów nadwiślańskich. To są doprawdy bardzo proste i łatwe do realizacji marzenia. Zauważył niegdyś Cyceron, a pokolenia powtarzają za nim: Volenti nil impossibile. Dla chcącego, nic trudnego.