O autorze

Publikowane w 2005:

Artykuły
Bez zmiłowania, ale z głową
Oczywiście, że chodzi o władzę
Wzięte z sufitu
Gra o asekuracyją
Ja też zapraszam pana premiera!
Zajrzeć pod atrapę
Zbudujmy pomost!

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Komentarze i felietony
Wojna na przeciąganie
IV RP coraz bliżej
Psi vacat
Po PO?
Chór dziewic

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Felietony warszawskie
A więc, wojna!
Bajania noworoczne
Dwakroć zmyślny
Paragraf 2(1)2
Bez propagandy, rzeczowo
Ratusz bez głowy
Koalicja skwitowana
Dodawać, nie odejmować
Poker o więcej
Rura i łabędź
Feta w nieco gorzkim sosie
Proste marzenia

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Książki


Email

Dodawać, nie odejmować

Pisał Ignacy Krasicki: "Ton głosu, który w potocznej, a dopieroż czułej rozmowie rozkosznie uszy pieścił, zmienia się w dyspucie w krzyki wrzaskliwe, a te im bardziej się nie zgadzają z delikatnością ust ku wdzięcznemu uśmiechnieniu zrządzonych, tym mocniej zadziwiają, obrażają i ku politowaniu wiodą" (z cyklu "Uwagi").

Mogli mieć podobne odczucia zwolennicy PO i PiS, najpierw wabieni deklarowaną przez polityków obu partii wizją sanacji III RP, później poddawani ciężkiej próbie wysłuchiwania oskarżeń i połajanek między tymiż samymi politykami. Nie będę jednak wnikał w przemiany ust Tuska, Rokity i Kaczyńskich, bo temat to śliski. Ważne jest, myślę, co innego: zachować olimpijski spokój. Przeminie zgiełk prezydenckiej bitwy, konkurenci opatrzą swe rany, przyjdzie pora wspólnego działania. Wówczas warto będzie przyjrzeć się wynikom poszczególnych głosowań. Nie po to jak w tej chwili się to dzieje żeby nagłaśniać, kto wygrał, a kto przegrał, czy stało się to w Warszawie czy w Pcimiu Dolnym, i czego to jest świadectwem. Tylko po to, żeby w tych wynikach zobaczyć nadzieję na sensowną Polskę.

W Warszawie lider PO uzyskał 48 procent głosów, a kandydat PiS 32 procent. To znaczy, że 80 procent obywateli stolicy chce zdecydowanych zmian w naszym państwie! I nie jest ważne, powtórzę, kto ma więcej poparcia, kto mniej. Ważne, jaki powstanie wspólny program nowej władzy. Niezależnie od funkcji, jakie obejmą, będzie to przecież władza Kaczyńskich, Tuska i Rokity.

Celem nadrzędnym jest naprawianie Polski. Politycy wiedzą, że skuteczność wymaga czasem poruszania się powolnego, kompromisów, uwzględniania nieraz wręcz fanaberii partnera politycznego. Jeśli jednak co do celów strategicznych będzie zgoda i zgodne wspólne działanie PO i PiS, to ta koalicja jest warta dużych pieniądzy. A cele są proste: zneutralizować wpływy rosyjskie, zbudować rzeczowy sojusz z USA, skutecznie korzystać z członkostwa w UE, uporządkować ustrój III RP (przede wszystkim, ujednolicić władzę wykonawczą), wzmocnić prawo i praworządność, także w gospodarce, zmniejszyć obciążenia podatkowe, prywatyzować co się da, "odchudzić" państwo i usensownić tzw.socjal (np.płaca socjalna, zamiast aparatu biurokratycznego, rozdzielającego środki między potrzebujących). Podejrzewam, że wyborcy PO i PiS-u, Kaczyńskiego i Tuska, mają, z grubsza, to właśnie na myśli. Choć zapewne, jak ich idole polityczni, różnią się w wielu sprawach. Np. PO i Tusk orientują się bardziej na Brukselę, a PiS i Kaczyńscy na Waszyngton. Czyż nie może jednak z tego powstać zgrabna całość, rozegrana przez III RP na dwóch fortepianach, ale harmonijnie? Grzeszę idealizmem lub naiwnością? Może. Ale bez idealizmu trudno porywać się na sprawy państwowe. Przy rzetelnej woli działania pro publico bono można naprawdę dużo zrobić. Proponuję trwać w tym przekonaniu, nawet jeżeli niektórzy z obecnych liderów nowej władzy mają w swojej przeszłości politycznej wstydliwe epizody. Nieważne, jak mawiają Chińczycy, jakiego koloru jest kot, ważne, żeby łowił myszy. Skuteczność w realizacji interesów strategicznych RP rozstrzygnie przecież o sukcesie lub porażce władzy wyłonionej w ostatnich wyborach. Na razie, załóżmy, że ta władza a przy obecnym składzie parlamentu, może być nią jedynie koalicja PiS-u z PO - powstaje po to, żeby je realizować, a nie po to, żeby dryfować w wiecznej niemożności.

Dlatego na wyniki PiS-u i PO w wyborach parlamentarnych oraz Donalda Tuska i Lecha Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich patrzę jak na sumę: trzeba dodawać, nie odejmować.