O autorze

Publikowane w 2005:

Artykuły
Bez zmiłowania, ale z głową
Oczywiście, że chodzi o władzę
Wzięte z sufitu
Gra o asekuracyją
Ja też zapraszam pana premiera!
Zajrzeć pod atrapę
Zbudujmy pomost!

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Komentarze i felietony
Wojna na przeciąganie
IV RP coraz bliżej
Psi vacat
Po PO?
Chór dziewic

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Felietony warszawskie
A więc, wojna!
Bajania noworoczne
Dwakroć zmyślny
Paragraf 2(1)2
Bez propagandy, rzeczowo
Ratusz bez głowy
Koalicja skwitowana
Dodawać, nie odejmować
Poker o więcej
Rura i łabędź
Feta w nieco gorzkim sosie
Proste marzenia

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Książki


Email

9.11.2005
Ratusz bez głowy

Za Lechem Kaczyńskim, który zamienił jedną prezydenturę na drugą, do pracy państwowej pójdzie wielu jego współpracowników z Ratusza. Nadto, niektórzy warszawscy radni zostali posłami. To dobrze, że działalność w samorządzie jest wstępem do polityki w skali krajowej. Ale dziś mamy z tego powodu w stolicy pewien kłopot.

Warszawiacy będą musieli zamienić Lecha Kaczyńskiego na innego prezydenta. Bez sensu byłoby jednak przeprowadzać wybory na kilka miesięcy przed upływem kadencji, czyli tylko po to, żeby jesienią 2006r. znowu wybierać. Najpewniej zatem na okres przejściowy premier obdaruje nas tymczasową głową Ratusza. Byle nie przypadkową! Dopiero po tym swoistym stołecznym interregnum, wybierzemy sobie jak należy, demokratycznie, prezydenta na całą kadencję. Walka będzie ostra, bo Warszawa to łakomy kąsek. Wielkie pieniądze, masa atrakcyjnych posad, duże wpływy polityczne. To nie jest tort dla urzędnika, to musi dostać w swoje ręce polityk. Pytanie tylko, kto to będzie i z jakiej partii?

Głosy, jakie padły w Warszawie w ostatnich wyborach parlamentarnych i prezydenckich mówią jasno: to może być tylko ktoś z Platformy Obywatelskiej lub z Prawa i Sprawiedliwości. Hanna Gronkiewicz-Waltz już zdołała – gratulacje, bo uczyniła to w krótkim czasie! – zdjąć z PO odium „układu warszawskiego”. Myślę, że przyczyniła się do tego obecność na listach warszawskiej PO Julii Pitery. Gdyby któraś z tych pań kandydowała na prezydenta Warszawy, trudno byłoby PiS-owi znaleźć kontrkandydata, mającego szansę na równą walkę. Ale, jak mawiają Rosjanie (podaję w dowolnym przekładzie): wszystkiego nie uzyskasz, ale starać się trzeba.

Z obecnej ekipy na Ratuszu, gdzie obok Lecha Kaczyńskiego jedynym politykiem był Andrzej Urbański, tylko on właśnie nadawałby się do walki z przedstawicielem (przedstawicielką) Platformy. Jak gruchają jednak miejskie gołębie, Andrzej U. przewidziany jest do ważnych zadań krajowych. Zatem PiS musi szukać dalej. Pojawiły się już pogłoski, że kandydatem tej partii na stolec prezydenta Warszawy jest szef prawników z Ratusza, obecnie jeden z wiceprezydentów. Na pewno nie będzie on miał najmniejszych kłopotów, żeby dostać nominację od premiera, ale – podobnie jak każdy inny urzędnik, choćby i najlepszy – nie ma szans w walce wyborczej z Gronkiewicz-Waltz lub z Piterą. Jeśli PiS nie zdobędzie się na wysunięcie jako swojego kandydata wyrazistego polityka, może za rok zapomnieć o prezydenturze stolicy.

Czy to dobrze czy źle, że prezydentem naszego miasta będzie polityk? Czy nie lepszy byłby sprawny menedżer? Może by i był, nie przeczę. Ale w dobie wyborów powszechnych i bezpośrednich, nie wchodzi w Warszawie nic podobnego w rachubę. A zatem, trzeba się z tym pogodzić niczym z deszczem lub słońcem. Jak kąśliwie mawiają Górale: „Nie ma tego złego, co by na dobre nie wlazło”. Ktoś nam wlezie na Warszawę, tak czy owak. Niechby to był i polityk, skoro inaczej być nie może. Ale polityk o głębokiej wierze, że przepustką dla niego do działań na skalę krajową jest sprawne zarządzanie miastem.