O autorze

Publikowane w 2005:

Artykuły
Bez zmiłowania, ale z głową
Oczywiście, że chodzi o władzę
Wzięte z sufitu
Gra o asekuracyją
Ja też zapraszam pana premiera!
Zajrzeć pod atrapę
Zbudujmy pomost!

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Komentarze i felietony
Wojna na przeciąganie
IV RP coraz bliżej
Psi vacat
Po PO?
Chór dziewic

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Felietony warszawskie
A więc, wojna!
Bajania noworoczne
Dwakroć zmyślny
Paragraf 2(1)2
Bez propagandy, rzeczowo
Ratusz bez głowy
Koalicja skwitowana
Dodawać, nie odejmować
Poker o więcej
Rura i łabędź
Feta w nieco gorzkim sosie
Proste marzenia

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Książki


Email

Bez propagandy, rzeczowo

Proponowałbym, żeby tak właśnie pożegnał się z warszawiakami prezydent Kaczyński. Gdyby mnie ktoś pytał. Ponieważ jednak nikt nie pyta, piszę całkowicie samowolnie i samorzutnie jak sobie wyobrażam odejście dotychczasowego włodarza stolicy. A wyobrażam sobie, przede wszystkim, że zrobi publiczny bilans tego, czego mu się udało dokonać dobrego w Warszawie, a czego nie? I dlaczego wyszło tak, nie inaczej. Może śladem premiera Marcinkiewicza – który do sporządzenia bilansu nowego rządu otwarcia zaprosił Centrum im.Adama Smitha – zachęci do zrobienia takiego podsumowania niezależny instytut badawczy? Pamiętam jak napiął się premier Miller i puścił swoich urzędników na zbieranie „haków” na szefostwa spółek z AW”S”. Wiele było wówczas szumu medialnego, prężenia muskułów, jak to nowa ekipa rozliczy poprzedników, sama zacznie czas sielanki i kierowania się dobrem skarbu państwa. Jak wyszło, dobrze wiemy. Zarzuty wobec poprzedników okazały się dęte, co musiała uznać nawet prokuratura służbowo podległa rządowi. Bzdurne donosy złożono do szuflady, sprawy umorzono. Dygnitarze SLD w tym czasie „doili” państwo, ile wlezie. SLD i jego rząd zachowali się jak w klasycznym warszawskim powiedzeniu, gdy złodziej odwraca od siebie uwagę okrzykiem: „łapaj złodzieja!”.

Premier Marcinkiewicz zrobił ze wszech miar dobrze, prosząc o bilans otwarcia niezależnych ekspertów, a nie swoich urzędników. Uwolnił się w ten sposób od zarzutów o propagandę i zemstę polityczną. Bilans jest zresztą dla SLD gorszy niż same oskarżenia o złodziejstwo i korupcję. Główne zarzuty to bezrobocie, szczególnie wysokie wśród ludzi młodych, i biurokratyczny gorset nałożony gospodarce. Wszystko to w sytuacji szokująco niskiego (kilkuprocentowego!) wykorzystania pieniędzy, będących do naszej dyspozycji w Brukseli.

Dobrze zrobiłby zatem prezydent Kaczyński, gdyby poprosił o niezależną od sympatii politycznych ocenę własnych rządów w Warszawie. Byłby to przejaw dobrego obyczaju, żeby zdać sprawozdanie przed wyborcami ze sprawowanej funkcji publicznej. Byłaby to też ochrona przed paszkwilami, propagandowymi zarzutami, które nieuchronnie pojawią się wobec kończącego urzędowanie prezydenta stolicy. Pojawią się, ponieważ za chwilę rozgorzeje walka o następstwo w Warszawie. Pojawią się także dlatego, że grupy niechętne krajowej prezydenturze Lecha Kaczyńskiego będą korzystać z każdej okazji do przeprowadzenia ataku. Rzeczowy, niezależnie sporządzony bilans, stałby się merytoryczną zaporą przed polityczną zajadłością. Takiej roli nie spełni żaden dokument urzędników Ratusza; będzie tylko wypowiedzią strony zainteresowanej, czyli będzie stronniczy. Propaganda przeciw propagandzie, stronniczość przeciw stronniczości, to utrwalanie złych obyczajów w naszym życiu publicznym. Namawiałbym pana prezydenta do odejścia od tego schematu. Choć wiem, że to trudne nawet, gdy sprawa wydaje się oczywista. Barbara Hodgson w książce o pierwszych kobietach-podróżniczkach („Krynolinę zostaw w Kairze”) opisuje małżeństwo Fay, które zwiedzało Indie: „Anthony Fay okazał się idiotą. Nie potrafił ocenić sytuacji i ogólnie rzecz biorąc zepsuł całą podróż. Eliza męczyła się z nim jeszcze przez dziesięć lat, po czym odeszła, kiedy zadłużył się, zraził do siebie wspólnych przyjaciół i spłodził nieślubne dziecko”. Jak się zdaje, niekiedy warto wcześniej podjąć stosowne działania.