O autorze

Publikowane w 2005:

Artykuły
Bez zmiłowania, ale z głową
Oczywiście, że chodzi o władzę
Wzięte z sufitu
Gra o asekuracyją
Ja teĹź zapraszam pana premiera!
Zajrzeć pod atrapę
Zbudujmy pomost!

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Komentarze i felietony
Wojna na przeciąganie
IV RP coraz bliĹźej
Psi vacat
Po PO?
ChĂłr dziewic

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Felietony warszawskie
A więc, wojna!
Bajania noworoczne
Dwakroć zmyślny
Paragraf 2(1)2
Bez propagandy, rzeczowo
Ratusz bez głowy
Koalicja skwitowana
Dodawać, nie odejmować
Poker o więcej
Rura i łabędź
Feta w nieco gorzkim sosie
Proste marzenia

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Książki


Email

Powrót do archiwum

Łajanie głuchego

Nie rozumiem wiecznych narzekań na stan finansów Warszawy. Stolica jest przecież bardzo bogatym miastem! Kilkuset radnych pobiera całkiem niezłe diety, kilka tysięcy urzędników nie żałuje sobie okazałych pensji i premii, pracownicy licznych spółek i przedsiębiorstw komunalnych też skutecznie dbają o własne apanaże. Niezliczone samochody służbowe, należące do samorządu, wydatnie przyczyniają się do powstawania korków na ulicach. Skąd więc ten rejwach o zbyt mały miejski budżet?

Prawdą jest, że nie tylko miejscy, ale i inni funkcjonariusze publiczni narzekają na brak pieniędzy. Niedawno, wiceprezes TVP uskarżał się, że pensja sześciokrotnie wyższa od średniej krajowej kompromituje go jako menedżera. W tych dniach, ważni prezesi fundacji, której zadaniem było przekazanie ofiarom nazizmu odszkodowań od rządu niemieckiego, nie są w stanie zrozumieć oburzenia społecznego na to, że pobierali c o m i e s i ą c pensje i premie dziesięciokrotnie wyższe od tego, co j e d n o r a z o w o wypłacili ciężko doświadczonym przez wojnę ludziom. Nie bez znaczenia jest przy tym, że aspirujący do tych symbolicznych odszkodowań ludzie zostali poddani upokarzającej procedurze weryfikacji swoich roszczeń, w tłoku, emocjach i bałaganie organizacyjnym. Ich wdowi grosz wskutek nieporadności szefów fundacji - jeszcze umniejszono o pieniądze zmarnowane w bezsensownych operacjach bankowych.

Nikomu nie zazdroszczę pieniędzy; zarobione cwaniactwem budzą zaś moją niechęć. Wierzę, że w żadnym z wymienionych przypadków, a i w wielu innych, prawo nie zostało złamane. Ale, jak mawiał stary Fredro, znaj proporcje, mocium panie. Działalność publiczna w kraju o przeciętnym poziomie zamożności, z dużymi obszarami biedy, ze znacznym bezrobociem, wymaga poczucia przyzwoitości. Przyznam poniewczasie, że tak nieraz krytykowana przeze mnie za swoją politykę stara, etosowa Unia Wolności, w tej akurat sprawie miała wiele racji: nie wolno lekceważyć elementarnych wartości, a przyzwoitość powinna mieć swoje miejsce również w polityce. Fatalne skutki zapominania o tym, obserwujemy dziś z powszechnym, jak sądzę, uczuciem obrzydzenia.

Gdy słyszę zatem o braku pieniędzy na różne ważne cele publiczne, to jako podatnik dochodzę do wniosku, że moje pieniądze jedynie tuczą biurokrację. Bo biurokracja ma się dobrze, z każdym dniem coraz lepiej. ZUS wystawił w całej Polsce siedziby-pałace, choć niby do trzech nie zliczy i od lat nie potrafi w interesie swoich płatników niczego przyzwoicie załatwić. W każdej dzielnicy Warszawy powstał okazały ratusz, a dziury w jezdniach i chodnikach jak były tak są (coraz większe). Wiem, wiem, wszystko to odbywa się zgodnie z prawem, z urzędowymi procedurami, z aprobatą odpowiednich władz. Tylko mam takie nieodparte wrażenie, że złodziejstwo i marnotrawstwo mają się zdecydowanie lepiej od coraz bardziej gnębionego podatnika. A sprzyjają temu ludzie oddani służbie publicznej. Im to zatem dedykuję spostrzeżenie z Charakterów Jeana de la Bruyera: Trudno sobie wyobrazić, aby człowiek nieuczciwy był naprawdę rozumny; umysł prawy i bystry prowadzi do zasad, do rzetelności, do cnoty; temu, kto upiera się przy występku i nieprawdzie, brak rozumu i bystrości; nie ma co wymierzać przeciwko niemu strzał satyry, nie pozna siebie w obrazie, który dla postronnych będzie jego wizerunkiem; to jakby kto łajał głuchego (podaję w tłumaczeniu Anny Tatarkiewicz, PIW 1965r.).

Ale co nam zostaje poza łajaniem?

Powrót do archiwum