O autorze

Publikowane w 2005:

Artykuły
Bez zmiłowania, ale z głową
Oczywiście, że chodzi o władzę
Wzięte z sufitu
Gra o asekuracyją
Ja teĹź zapraszam pana premiera!
Zajrzeć pod atrapę
Zbudujmy pomost!

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Komentarze i felietony
Wojna na przeciąganie
IV RP coraz bliĹźej
Psi vacat
Po PO?
ChĂłr dziewic

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Felietony warszawskie
A więc, wojna!
Bajania noworoczne
Dwakroć zmyślny
Paragraf 2(1)2
Bez propagandy, rzeczowo
Ratusz bez głowy
Koalicja skwitowana
Dodawać, nie odejmować
Poker o więcej
Rura i łabędź
Feta w nieco gorzkim sosie
Proste marzenia

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Książki


Email

Powrót do archiwum

Baron i cień Stalina

Czesław Bielecki, znany opozycjonista i architekt, zaproponował przed kilku laty otwarcie w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie muzeum antykomunizmu. Parę dni temu, 50 lat po śmierci Józefa Stalina którego imię, przypomnę, PKiN nosił przez lat kilkadziesiąt - przypomniano publicznie ten pomysł. Wystawa, ilustrująca zbrodnie komunizmu, pojawiła się w kuluarach Teatru Studio, w Pałacu Kultury właśnie, gdyż Bielecki, co u nas rzadkie, nie tylko zaproponował, ale i zrobił. Jego pomysł przywiódł mi na myśl jedną z przygód barona Muenchhausena. Arystokrata ten, znany z wielu nieprawdopodobnych i niezmiernie barwnych wydarzeń, podróżował kiedyś zimą saniami do Moskwy. I jak to w Rosji, napadł go wilk. Baron skulił się wówczas na dnie sań. Wilk przeskoczył nad nim i wgryzł się koniowi w zad. "A ja - opowiada baron piórem Gottfrieda A. Buergera - skryty w saniach i bezpieczny, ukradkiem uniosłem głowę i wtedy ujrzałem z przerażeniem, że wilczysko przeżarło prawie konia na wylot" (podaję w tłumaczeniu Hanny Januszewskiej). W ten to sposób wilk sam zaprzągł się w końską uprząż i szczęśliwie dowiózł Muenchhausena do stolicy Rosji. Można zatem powiedzieć, że wilk całkowicie zmienił swoją naturę i z drapieżnika przekształcił się w użyteczne dla człowieka zwierzę pociągowe. Czy da się zmienić naturę Pałacu Kultury i Nauki im. Józefa Wissarionowicza Stalina?

Sowieci postawili ten Pałac niczym but na gardle podbitego narodu. Nazywany oficjalnie darem "narodu radzieckiego dla narodu polskiego" symbolizował triumf okupanta, dominował nad Warszawą i uniemożliwiał temu miastu stworzenie jakiegokolwiek sensownego centrum. Jedynym centrum dla "obozu pokoju i postępu" miała być Moskwa.

Nic zatem dziwnego, że po odzyskaniu przez Polskę wolności w 1989r. zastanawiano się publicznie, co z tym nieszczęsnym PKiN zrobić? Koncepcja Bieleckiego była tylko jedną z możliwości. Proponowano także, żeby Pałac zburzyć lub tak obudować czy zabudować, by całkiem zniknął w pejzażu miasta. I jak to często u nas, na gadaniu się kończyło. Argument o braku pieniędzy przeważał. Sowiecki dar spokojnie dotrwał w nienaruszonej postaci do dziś. Przepraszam, zawieszono na nim zegar widoczny z czterech stron świata. Big Ben się od tego nie zrobił, ale dobre i to, jak powiedział kowal, trafiając rozgrzaną podkową w żonę zamiast w czeladnika.

Bielecki robi zdecydowanie więcej, żeby PKiN zmienił swego ducha i ze złowrogiego symbolu stał się muzeum-ostrzeżeniem dla następnych pokoleń. Ale co z tym miejscem w sensie czysto architektoniczno - przestrzennym? Czy Warszawa ma mieć już na zawsze w swoim centrum nieuleczalną i nieusuwalną ranę? Pomijając nawet warstwę symboliczną, będzie to wieczna zapora w tworzeniu sensownego charakteru Warszawy jako miasta.

W filmie Sylwestra Chęcińskiego "Rozmowy kontrolowane", Stanisław Tym pociągając za spłuczkę w WC w Pałacu spowodował zawalenie się całego gmaszyska. Opowieści barona Muenchhausena i działania Czesława Bieleckiego znamionują się większą subtelnością niż prosty gest Tyma. Czyż ten gest nie jest jednak na miarę przecięcia węzłów gordyjskich? A Muzeum antykomunizmu można przecież urządzić choćby w siedzibie SLD na ul. Rozbrat, w tej kamienicy tak po cwaniacku zagarniętej przez spadkobierców Stalina i PZPR z mienia komunalnego Warszawy.

Powrót do archiwum