O autorze

Publikowane w 2005:

Artykuły
Bez zmiłowania, ale z głową
Oczywiście, że chodzi o władzę
Wzięte z sufitu
Gra o asekuracyją
Ja teĹź zapraszam pana premiera!
Zajrzeć pod atrapę
Zbudujmy pomost!

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Komentarze i felietony
Wojna na przeciąganie
IV RP coraz bliĹźej
Psi vacat
Po PO?
ChĂłr dziewic

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Felietony warszawskie
A więc, wojna!
Bajania noworoczne
Dwakroć zmyślny
Paragraf 2(1)2
Bez propagandy, rzeczowo
Ratusz bez głowy
Koalicja skwitowana
Dodawać, nie odejmować
Poker o więcej
Rura i łabędź
Feta w nieco gorzkim sosie
Proste marzenia

Starsze teksty znajdziecie w Archiwum

Książki


Email

13.12.2004
Porada prezydenckiego wuja

W różnych sondażach opinii warszawiaków przeprowadzanych z okazji półmetku prezydentury Lecha Kaczyńskiego polityk ten uzyskał dobre oceny. W części są to opinie zasłużone, w części wyrażone na zachętę, żeby podtrzymać pana prezydenta na duchu w jego jak to często podkreśla znojnej pracy. Generalnie bowiem obywatele Warszawy i ich prezydent są z siebie nawzajem zadowoleni. Z jednym wszak wyjątkiem. Mieszkańcy stolicy nie odnoszą wrażenia, że korupcja w mieście zmniejszyła się, Kaczyński zaś jest przeciwnego zdania. Posuwa się nawet do twierdzenia, że to mass media wmówiły warszawiakom istnienie korupcji w mieście. Zatem warszawiacy niczym Tomasz Morus, o którym taką uwagę zanotował Monteskiusz w swym dziele O duchu praw: raczej mówił o tym, co przeczytał, niż o tym, co przemyślał. Przeczytali w gazetach o korupcji, więc wszędzie ja widzą, zamiast pomyśleć samodzielnie.

A ja przecież myśli sobie Lech Kaczyński przyszedłem na ten ważny urząd, żeby naprawić to, co jest zepsute. Mam jak najlepszą wolę, chęć i dobranych przez siebie współpracowników. Wiem też jak walczyć z takimi społecznymi plagami, jak np.korupcja. Mam również wsparcie swojego zaplecza politycznego i obywateli miasta. Więc zespół wespół pogonimy z Warszawy tę plagę gdzie pieprz rośnie.

Korupcja jednak to zwierzę przemyślne i uparte. Wyrzucisz drzwiami, wróci oknem. Ma bowiem korupcja mocnego sojusznika: interes własny decydenta. Przyzwoitość i nakaz prezydencki każą rzetelnie wykonywać swoje powinności urzędnicze, ale własne potrzeby finansowe oraz postępki innych ludzi dają wskazanie wręcz przeciwne. Funkcja w urzędzie nie tyle warta, ile daje pensji, lecz tyle, ile pozwala ściągnąć daniny.

Tak było od zawsze w dziejach człowieka, gdy w grę wchodziły fundusze publiczne i urzędnicze zarządzanie nimi. Podobnie pieniężny walor mają wszelakie koncesje i zamówienia publiczne. Owszem, korupcję można ograniczyć - jak poucza doświadczenie prywatyzując wszystko, co publiczne, państwowe. Im mniej pieniędzy publicznych będzie w gestii urzędników, im mniej decyzji zależnych od dowolnego uznania, koncesji, tym mniej będą oni podani i podatni na pokusy. Co wcale nie zmienia faktu, że trzeba dbać o dobór na urzędy ludzi prawych.

Za ilu ludzi prezydent może ręczyć głową? Za pięciu, dziesięciu, góra dwudziestu? Akcje anty korupcyjne w najlepszym wypadku powodują jedynie szum medialny, a w gorszym zwyżkę cen za nieformalne przysługi w urzędach. Dlatego niczym barejowski wujek dobra rada powiem Lechowi Kaczyńskiemu: skoro warszawiacy twierdzą, że korupcja się nie zmniejszyła, to trzeba przyjąć, że taka jest rzeczywistość i wyciągnąć z tego systemowe wnioski, zamiast się na tę opinię obrażać. Może zresztą, różnica zdań wynika z tego, że szef miasta myśli o korupcji na dużą skalę, przy różnego rodzaju inwestycjach, a warszawiacy opierają się na prozaicznym doświadczeniu w załatwianiu spraw drobnych, ale ważnych dla konkretnego obywatela. Z czystej sympatii podpowiem panu prezydentowi jeszcze, że głos ludu twierdzi, iż przez pierwsze 3 miesiące po zmianie rządów w Warszawie, urzędnicy miejscy wyznawali kult prawa. A jeżeli ktoś nadal brał łapówki, to pomnożone przez czynnik zwiększonego ryzyka. Później wróciło wszystko do normy przedlechowej. Może to też się przyda przy wyciąganiu wniosków?